wtorek, 28 stycznia 2014

Piersi kaczki w sosie żurawinowym

To już moje drugie podejście do tego dania, ale pierwsza próba niestety miała nieudane zdjęcia.
Jako, że danie smaczne i mało skomplikowane, postanowiłam zrobić je ponownie i tym razem lepiej doświetlić zdjęcia.

Muszę przyznać, że nie jestem miłośniczką dziczyzny, w tym kaczego mięsa. Jednak w tej wersji naprawdę mi smakuje, bo wyrazisty smak kaczki jest przełamany słodko-kwaśnym smakiem żurawiny.

Kacze piersi


Składniki:

  • po piersi kaczki na osobę
  • sól, pieprz
  • oliwa
  • żurawina (ze słoiczka)
  • ocet balsamiczny
  • trochę cukru - ewentualnie
Skórę na kaczych piersiach nacinamy nie naruszając mięsa. Solimy i pieprzymy.
 Kładziemy piersi skórą do dołu na zimną, suchą patelnię i dopiero wtedy zaczynamy ją nagrzewać - skórka ma się zrumienić. Następnie na chwilę przekładamy je mięsem do dołu i pozwalamy zamknąć się porom.
Przekładamy piersi do naczynia żaroodpornego - skórą do góry. Wkładamy do pieca nagrzanego do 180-200 stopni.
Ja lubię mięso well done i piekłam je 10 minut skórą do góry, a potem 10 minut w odwrotnej pozycji.
Najlepiej po prostu obserwować, bo czas pieczenia zależy od rozmiaru piersi i często od piecyka.

Gdy kaczka w piecu robimy sos: łączymy w proporcjach "do smaku" żurawinę, ocet balsamiczny, oliwę i pieprz. Jeśli jest za kwaśne dosładzamy.
Ja na 3 piersi zużyłam ok 1/4 słoiczka żurawiny.

Piersi układamy na talerzu, dekorujemy sosem. Świetnie smakują z pieczonymi ziemniakami i lekką sałatą.

Smacznego!

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Ryba z soczewicą i ziemniakami Gordona Ramsaya

No dobra, jasne, że jego była trochę inna. Bardziej efektowna, bardziej fotogeniczna i przygotowana ze świeżej ryby, bo on raczej nie ma kłopotu ze świeżymi darami mórz i oceanów...
Ja niestety za późno podjęłam decyzję, że chcę przygotować to danie, więc miałam rybę mrożoną - na dodatek flądrę. Gordon miał świeżego dorsza, więc zdecydowanie wygrywa tę rundę, ale jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa! Następnym razem zdobędę świeżego dorsza!

Jeśli chcecie zjeść obiad w 5 minut, to raczej nie jest przepis dla Was.
Jeśli chcecie zjeść rybę z niebanalnymi dodatkami i macie chwilę czasu, łapcie garnki, rondelki i patelnię i bierzcie się do dzieła :)

Przepis zainspirowany książką "Szef kuchni na każdą porę roku"

Ryba a'la Gordon


Składniki na 3 porcje

  • 3 filety z dostępnej Wam ryby morskiej - u mnie mrożona flądra (po rozmrożeniu oczywiście ;))
  • 100g zielonej soczewicy
  • marchewka
  •  kawałek selera (lub jedna łodyga selera naciowego)
  • cebula
  •  300g ziemniaków
  • cebulka ze szczypiorkiem
  • sok z połówki cytryny
  • łyżeczka musztardy
  • oliwa
  • sól, pieprz, cukier/miód
Ziemniaki gotujemy w mundurkach w osolonej wodzie, aż będą prawie całkiem miękkie - ale nie zupełnie ugotowane.

Rybę solimy po stronie skóry i odstawiamy, żeby puściła wodę i stała się delikatniejsza.

Soczewicę zalewamy zimną wodą. Dodajemy marchewkę, selera i jedną cebulę. Solimy lekko wodę i gotujemy jakieś 25 minut - uważamy, żeby nie rozgotować soczewicy!

Ziemniaki obieramy i kroimy w kostkę.
Rozkładamy je płasko i skrapiamy oliwą oraz solimy - pozwalamy im wchłonąć tłuszcz, przez jakieś 20 minut.

Na patelni rozgrzewamy oliwę i szklimy cebulkę pokrojoną w kostkę. Przekładamy ją do miski.
Ponownie rozgrzewamy odrobinę oliwy i smażymy na niej ziemniaki - aż będą złote.
Przekładamy do miski z cebulkę, mieszamy, trzymamy w cieple.

 Z soku z połówki cytryny, oliwy, musztardy i cukru/miodu przygotowujemy winegret.
Szczypiorek siekamy.

Soczewicę lekko podgrzewamy w rondelku. Zalewamy ją sosem i dodajemy szczypiorek. Doprawiamy solą i pieprzem.

Na patelni znów rozgrzewamy oliwę i układamy rybę skórą do dołu. Smażymy ok 5 minut - większość czasu na skórce.

Na talerzu układamy ziemniaki, soczewicę i rybę.

Smacznego!




niedziela, 26 stycznia 2014

Babeczki orzechowo - bananowe

Witajcie! Tak jak ostrzegałam więcej mnie tu nie ma niż jestem, ale to wina sesji ;)
Na szczęście już jestem na ostatniej prostej i potem będę miała kupę czasu, więc mam nadzieję pojawiać się tu jak najczęściej.
Jako, że nie muszę zakuwać w ten weekend, postanowiłam w końcu upiec sobie coś dobrego. Ostatecznie padło na babeczki bananowe, ze względu na to, że banany same prosiły się o zużycie, biedaczki...

Babeczki wyszły baaardzo wilgotne i baaardzo bananowe, więc jeśli odpowiadają Wam te cechy to będziecie zadowoleni, a jeśli nie, no to raczej nie oszalejecie ze szczęścia ;)

Przy okazji pieczenia tych babeczek przetestowałam formę silikonową z wgłębieniami w kształcie serduszek. Bardzo się ucieszyłam, bo naprawdę dobrze się spisała. O ile z papilotek silikonowych nie chciały za bardzo wychodzić, o tyle z serduszek wychodzą bardzo ładnie, nie rozpadają się ani nic.
Formę mam od roku - kupiłam ją w okolicy Walentynek w Lidlu. 
Pewnie się pojawią w tym roku, więc szczerze polecam - jeśli lubicie "urocze" klimaty ;)

Przepis to moja modyfikacja kilku przepisów.

Babeczki bananowe


Składniki:

  • 200g mielonych migdałów (ja przepuściłam przez młynek do kawy migdały w płatkach)
  • 100g mielonych/tartych orzechów laskowych
  • 2 bardzo dojrzałe banany
  • szklanka maślanki
  • pół szklanki oleju (lub rozpuszczonego masła)
  • jajko
  • 150g cukru
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia

Na polewę:

  • 2 łyżki masła
  • mleko
  • cukier
  • ok 4 łyżeczek kakao
Przygotowujemy dwie miski. W jednej mieszamy maślankę, olej, jajko i rozdrobnione banany.
W drugiej łączymy mąki orzechowe, cukier i proszek do pieczenia.
Następnie zawartość obu misek łączymy i mieszamy (nie za długo, bo podobno tego nie lubią).
Przekładamy do papilotek lub formy muffinkowej i pieczemy w 180 stopniach przez jakieś 30-40 minut.

Gdy ostygną przygotowujemy polewę z podanych składników. Roztapiamy masło, dodajemy kakao i stopniowo dolewamy mleko aż zawartość rondelka zacznie wyglądać jak polewa ;) Ma być gładka i lśniąca. Następnie słodzimy do smaku i dekorujemy babeczki.

Smacznego!


P.S. Zwykle piekę muffiny jakieś 25 minut, ale te z racji braku mąki zbożowej i dużej wilgotności potrzebują więcej czasu.



środa, 15 stycznia 2014

Moje pierwsze bezglutenowe naleśniki

Naleśniki ze szpinakiem to jedno z moich najukochańszych dań. Sprawia to, że nie wyobrażam sobie zrezygnować z tej przyjemności i musiałam się przełamać i spróbować usmażyć naleśniki zgodne z moją dietą. Z pomocą przyszła w strona Bez okruszka, na której znalazłam kilka propozycji przepisów na bezglutenowe naleśniki.
Wybrałam przepis na naleśniki kukurydziane. Trochę się bałam, że nie będą chciały się ładnie smażyć, że będą przywierać lub się rozpadać, ale nic z tych rzeczy! Faktycznie są nieco delikatniejsze i trzeba uważać żeby ich nie podziurawić, ale smażą się bardzo dobrze i nawet mi, a nie jestem mistrzynią naleśników, udało się wszystkie sztuki usmażyć z obu stron ;)
Smutno mi, że na zdjęciu załapały się "wąsy" od tych mniej kształtnych naleśników, bo to obnaża fakt, że nie wyszły mi stuprocentowo foremne i śliczne, ale takie jest życie. Nie mogę powtórzyć zdjęć, bo aparat się rozładował, a chcę się z Wami podzielić nową wiedzą i dlatego postanowiłam się nie przejmować.

Pewnie znalazłam czas na smażenie naleśników, bo powinnam się uczyć, tak swoją drogą...


Naleśniki bezglutenowe ze szpinakiem


Składniki:

  • 80g mąki ziemniaczanej
  • 200g kukurydzianej
  • 2 jajka
  • pół łyżeczki soli
  • ok 500 ml wody
  • 2 łyżki oleju
Nie będę Wam pisała jak je zrobić, bo to byłoby praktycznie kopiuj-wklej ze strony, na której znalazłam przepis, dlatego podaję po prostu link do oryginału: klik klik!

Na nadzienie:
  • małe opakowanie mrożonego szpinaku w liściach
  • kilka łyżeczek serka mascarpone
  • ząbek czosnku
  • sól
  • ser camembert
Szpinak wrzucamy do garnka i rozmrażamy. Gdy się zagotuje dodajemy serka (na oko, do smaku), ząbek czosnku i sól. Zagotowujemy ponownie i odstawiamy.

Na każdy naleśnik wykładamy porcję szpinaku i kilka kawałków sera pleśniowego. Zawijamy i jemy ze smakiem :)

Smacznego!


niedziela, 12 stycznia 2014

Klopsiki zapiekane z sosem pomidorowym

Witam Was serdecznie w tę ponurą Niedzielę... Pogoda nadal nie jest przesadnie miła, deszcz, deszcz ze śniegiem i niskie ciśnienie, to nie są rzeczy, które mi służą.
W ciężkie dni przed sesją ważne jest, żeby dobrze się odżywiać. Lekkie, pełne białka mięso, pomidory pełne likopenu i lekki ryż, to jest to co warto sobie przygotować :)

Przepis jest moją wersją dania, które podpatrzyłam w programie "Żołądek czy rozsądek".

Klopsiki zapiekane - bezglutenowe


Składniki:

  • 0,5kg mięsa mielonego z indyka (niesolonego)
  • cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • kromka chleba bezglutenowego lub bułka tarta
  • ulubione zioła, sól, pieprz
  • sos pomidorowy lub krojone pomidory w puszce/kartoniku
  • oliwa
  • ryż
  • ser do posypania
Kromkę chleba blendujemy, aż uzyska zacznie przypominać bułkę tartą. Łączymy z mięsem.
Cebulę kroimy w drobną kostkę. Połowę dodajemy do mięsa, drugą odkładamy na potem.
Do mięsa dodajemy przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku, sól, pieprz i resztę przypraw, oraz chlust oliwy. Mieszamy dokładnie i formujemy małe klopsiki.

Na patelni rozgrzewamy oliwę i szklimy pozostałą cebulę i posiekany ząbek czosnku. Dorzucamy klopsiki i dokładnie obsmażamy ze wszystkich stron. Gdy są gotowe przekładamy je do naczynia żaroodpornego.
Na patelni po klopsikach robimy sos: wlewamy sos pomidorowy, doprawiamy do smaku i zagotowujemy.
Przekładamy go na klopsiki.

Pieczemy całość 20 minut w 180-200 stopniach.

Podajemy z ryżem, posypane serem żółtym.


piątek, 10 stycznia 2014

Lunchbox 2

Oto druga propozycja wygodnego posiłku na wynos :)

Lunchbox 2


Składniki:

  • szpinak baby, sałata
  • łosoś wędzony
  • jajko na twardo
  • pomidorki koktajlowe
  • ogórek "wąż"
  • kiełki słonecznika
  • sos: oliwa, musztarda, sok z cytryny, sól, pieprz, zioła
Sałatę rwiemy na mniejsze kawałki, ogórka kroimy w półplasterki, a pomidorki na połówki lub ćwiartki.
Łososia dzielimy na mniejsze części, jajko kroimy na 8 kawałeczków.
Łączymy wszystkie składniki, prócz sosu.
Z podanych składników robimy sos (w proporcjach "do smaku") i przelewamy do szczelnego pojemniczka/słoiczka. Zalewamy sałatkę tuż przed jedzeniem.
Smacznego!


wtorek, 7 stycznia 2014

Azjatyckie pakieciki z papieru ryżowego

Witajcie po dłuższej przerwie. Niestety mimo góry jedzenia nie dodawałam postów ze Świąt, ponieważ nie było na to czasu... Po Świętach natomiast rozłożył mnie jakiś wirus i o jedzeniu, a tym bardziej godnym opublikowania, nie było mowy.
Jako, że zbliża się sesja, znalazłam czas, aby w końcu użyć papieru ryżowego, który zalegał w mojej szace kuchennej od dłuższego czasu. Bałam się, że coś nie wyjdzie, że będzie beznadziejne itp, ale okazało się, że to nie jest takie trudne. Oczywiście nie są to "Spring Rolls" jak z żurnala, wiele im do doskonałości brakuje pod względem wizualnym, ale jak można się inaczej nauczyć niż poprzez trening?

Moje "Spring Rolls" - sajgonki bez smażenia





 

Składniki:

  • 1/3 opakowania makaronu ryżowego (około)
  • opakowanie mrożonych warzyw azjatyckich bez sosu
  • kilka arkuszy papieru ryżowego
  • oliwa, oliwa z dodatkiem papryczki chilli (opcjonalnie), sos sojowy (bg), woda, sól
Makaron przygotowujemy tak aby był miękki. Ja musiałam dostosować sposób przygotowania do realiów, bo to co napisali na opakowaniu było bzdurą. Nie namoczył się w 10 minut, ani nawet 20, więc go wrzuciłam (już taki namoczony) na osolony wrzątek i gotowałam jakąś minutkę lub dwie, cały czas kontrolując sytuację.
Warzywa wrzucamy na gorącą oliwę i smażymy do miękkości, doprawiamy solą i sosem sojowym.
Mieszamy warzywa z makaronem.

Papier ryżowy delikatnie moczymy, nakładamy na niego nadzienie i zwijamy jak kto umie :)
Powtarzamy aż nadzienie się skończy i gotowe!

Smacznego!