poniedziałek, 20 maja 2013

Brioszki z dżemem

Niestandardowo zacznę od moich obserwacji związanych z moją drugą obok gotowania i blogowania pasją - książkami.
Przyznam, że jestem od nich absolutnie uzależniona. Nie  wyobrażam sobie podróży bez książki, praktycznie nie ruszam się bez jakiejś z domu i pochłaniam (obok tekstów, które muszę ogarnąć na uczelnię) około 2 tygodniowo. Liczba przeczytanych książek zależy od grubości, jakości  i wolnego czasu, ale to chyba oczywista oczywistość.
I teraz obserwacja: nie rozumiem jak ktoś może twierdzić, że "chętnie by poczytał, ale nie ma czasu" podczas gdy codziennie spędza ok 2 godzin w komunikacji miejskiej i wybiera tępe wyglądanie przez okno. To po pierwsze.
Po drugie po raz kolejny widać potęgę marketingu i wpasowywania się w trendy, przez wydawnictwa. Kiedyś (jeszcze niedawno) harlequiny czytały tylko kobiety i to na dodatek raczej w zaciszu domowym nie chwaląc się tym na prawo i lewo. Teraz na fali "Greya" wpłynęło pełno serii typu "Z czerwoną wstążką", które w moim mniemaniu spełniają wszystkie kryteria, ku temu, aby za harlequin je uznać. Widuję co chwila kolejną osobę, która z wypiekami na twarzy czyta tego typu "dzieło" i jeszcze uważa to za powód do dumy - bo w końcu czyta, a w Polsce taki mały procent Prawdziwych czytelników posiadamy. Swoją drogą to tylko moja opinia, że to koło dobrej literatury nawet nie stało, bo każdy ma prawo czytać to co lubi, ale jakoś tak przykro, że dobrej książki ze świecą szukać w popularnych księgarniach, bo te zostały zdominowane erotycznymi powieściami o plastikowo pięknej miłości.

A teraz do rzeczy, bo w końcu miało być o brioszkach.
To kolejny przepis z książki "Wypieki" i kolejny udany, ale ostrzegam - jak nie macie w okół siebie bułeczkożerców, to radzę zrobić z połowy skłądników - zwłaszcza, że musiałam dodać jeszcze więcej mąki niż w przepisie - czyli ok 800 (!) gramów... Przepis lekko zmieniłam, bo zrezygnowałam z kilku składników.

Brioszki


Potrzebujemy:

  • teoretycznie 675g mąki (ale moje ciasto nadal się kleiło)
  • 30g świeżych drożdży
  • 75g cukru
  • łyżeczki soli
  • 125ml wody
  • 6 jajek
  • 230g miękkiego masła
  • dżemu - u mnie pół słoiczka maminego dżemu z brzoskwiń
  • soku z cytryny i cukru pudru na lukier
W robocie kuchennym mieszamy 150g mąki, drożdże, cukier sól i letnią wodę. Gdy masa jest gładka pojedynczo dodajemy jajka i po każdym znów mieszamy. Dodajemy 300g mąki i znów mieszamy.
Następnie porcjami dodajemy masło ciągle mieszając i dodajemy resztę mąki.
Wyrabiamy ciasto aż będzie gładkie i elastyczne. Odstawiamy w misce przykrytej ściereczką na ok godzinę, aż podwoi objętość.
Następnie znów zagniatamy ciasto i dzielimy na równe bułeczki. W każdej robimy dziurkę, którą wypełniamy dżemem i dokładnie łatamy.
Znów odstawiamy aż urosną.
Pieczemy 20 minut w 180 stopniach.
 Gdy ostygną lukrujemy je cytrynowym lukrem.
Smacznego!



I jeszcze kilka zdjęć majowego ogródka :)


Salsa udaje jaszczurkę i opala się na tarasie :)




1 komentarz:

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze :) Anonimowych proszę o podpis :)