poniedziałek, 29 grudnia 2014

Żytni placek marchewkowy z czekoladą

Wracam poświątecznie, ale nadal jeszcze się nie przejadłam, więc przepis nie będzie na super lekkie danie.
Świątecznych przepisów w tym roku nie było, ponieważ mam swoje ulubione dania, które są co roku i bez nich nie wyobrażam sobie Świąt. Na nie przepisy są od dawna na blogu, więc nie ma co się powtarzać;)

Dziś ciasto marchewkowe – trochę inne.
Tak naprawdę nie wiem, czy przepis, z którego korzystałam, był błędny, czy tak miało wyjść.
Mi całkiem odpowiada jego konsystencja, ale jest raczej zaskakujące.
Mianowicie, zazwyczaj do ciast z marchewką, która jest ciężka, dodaje się proszek do pieczenia i sodę oczyszczoną. Tutaj nie dodajemy nic z tych rzeczy, więc ciasto wyjdzie ciężkie, sycące i wyraziste w smaku.
Możliwe, że w przepisie zamiast mąki, miała być mąka samorosnąca, ale tłumacz się pomylił.
Jednak ciasto jest dobre takie jakie jest, więc nie przejmujcie się, że wyjdzie płaskie i gliniaste, bo smak Wam to wynagrodzi! ;)

Czekoladowe ciasto marchewkowe



Składniki:

  • 5 jajek
  • 150g mąki (u mnie żytnia, jasna)
  • 150g cukru
  • 175g startych marchewek, odciśniętych z soku
  • 40g kakao
  • 50g orzechów laskowych – posiekanych
  • 2 łyżki oleju neutralnego w smaku

Krem:
  • 350g półtłustego twarogu
  • 175g cukru pudru
  • 175g mlecznej czekolady
  • orzechy lub płatki czekoladowe do dekoracji

Nad garnkiem z gotującą się wodą umieszczamy jajka i cukier. Ubijamy na puszystą, gładką masę.
Zdejmujemy miskę z kąpieli wodnej i stopniowo dodajemy resztę składników – mąkę, kakao, marchewkę, olej i orzechy. Delikatnie, ale także dokładnie, mieszamy nasze składniki.
Przekładamy ciasto do okrągłej formy do pieczenia i wstawiamy do pieca nagrzanego do 190 stopni. Pieczemy ok 30-40 minut.

Gdy ciasto się piecze, przygotuwujemy krem:
Topimy mleczną czekoladę. Twaróg ucieramy z cukrem. Dodajemy czekoladę i ubijamy całość na gładką masę.

Gdy ciasto ostygnie przecinamy je na dwie warstwy. Przekładamy je połową kremu, a drugą połowę wykładamy na wierzch ciasta. Ozdabiamy wierzch orzechami laskowymi, płatkami czekolady, lub zostawiamy bez niczego :)

Smacznego!



wtorek, 16 grudnia 2014

Pieczone pierogi pełnoziarniste

Ostatnio miałam dłuższą niż zazwyczaj przerwę w blogowaniu - jednak wyjątkowo nie z mojej winy ;) Dopiero od wczoraj mam pełen dostęp do internetu i mogę w końcu podzielić się przepisem na pieczone pierogi.
Nadzienie oczywiście jest dowolne - ja poszłam w moje ukochane smaki, czyli kurczaka ze szpinakiem. Wy możecie przerobić danie na Wigilijne, zamiast mojego farszu dając kapustę z grzybami.
Ważniejsza sprawa to ciasto i fakt, że pieczemy nasze pierogi. Ciekawa sprawa - są dużo prostsze w wykonaniu, a mimo tego wydają się pracochłonne i robią wrażenie :)

Pieczone pierogi


Składniki:

  • 15g świeżych drożdży
  • jajko
  • 60g roztopionego i wystudzonego masła
  • ok 200g mąki orkiszowej pełnoziarnistej
  • sól
  • odrobina cukru
Drożdże ucieramy z cukrem i odstawiamy na 15 minut, aż zaczną pracować.
Następnie dodajemy jajko, mąkę, sól i masło, dokładnie mieszamy i zagniatamy, w razie potrzeby podsypując mąką.

Nadzienie:

  • smażona pierś kurczaka (ok. 150g)
  •  ok 200g mrożonego szpinaku
  • 50g sera typu feta
  • ząbek czosnku
  • sól i pieprz do smaku
Szpinak rozmrażamy, podgrzewamy i doprawiamy solą, pieprzem, ząbkiem czosnku przeciśniętym przez praskę i serem typu feta.
Dodajemy kurczaka i podgrzewamy całość jakieś 15 minut, aż smaki się "przegryzą".
Następnie blendujemy (serio) nasze nadzienie na gładko, co sprawia, że jeszcze łatwiej lepić pierogi.

Rozwałkowujemy ciasto na placek grubości ok. 1 centymetra. Wykrawamy kółka, które napełniamy nadzieniem i dokładanie sklejamy brzegi.

Pieczemy 30-40 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.

Podajemy z surówką, dipem jogurtowym, ulubionym sosem, barszczykiem lub same.

Doskonale smakują nie tylko na gorąco, ale także na zimno.

Smacznego!


wtorek, 2 grudnia 2014

Ciasteczka dla księżniczek małych i dużych

Ciasteczka w formie serduszek i z różowymi posypkami nie mogłyby się nazywać inaczej. Kojarzą mi się z dzieciństwem, marzeniami o stukających pantofelkach i rozłożystych sukienkach księżniczki. Z pragnieniem posiadania diademu, wielkiego pokoju o różowych, atłasowych zasłonach i z wielkim łożem.
Z marzeniem o byciu piękną i elegancką księżniczką! ;)

Z biegiem czasu marzenia się zmieniają i już nie chcemy być księżniczkami - kierujemy nasze nadzieje, raczej w stronę książąt, najlepiej bohaterskich, przystojnych i walecznych. Takich, którzy będą mieli fioła na naszym punkcie :)

Nawet, gdy i te marzenia zostaną zweryfikowane i marzymy głównie o leniwym dniu w piżamie i kapciach, podczas którego możemy oddawać się nic-nie-robieniu, bez wyrzutów sumienia i świadomości goniących nas terminów, warto czasem rozpieścić nasze "dziecko w środku". Warto pielęgnować to nasze wewnętrzne dziecko i przypominać sobie, jakie życie wtedy było piękne. Wrócić do księżniczkowych marzeń, chociaż na chwilę i przez moment zapomnieć, że jesteśmy już na to "za stare".

Po takiej chwili może uda nam się wrócić do codziennych zajęć z nieco lepszym nastawieniem:)

Jeśli zaś macie w domu małą księżniczkę, która nadal wielbi róż i błyskotki, to na pewno będzie zachwycona takim podwieczorkiem!

Księżniczkowe ciasteczka




Z podanej ilości składników wyszło mi 18 ciastek, ale zależy to od rozmiaru foremek. 

Składniki:

  • 170g masła
  • jajko
  • 150g cukru
  • 280g mąki (u mnie pełnoziarnista orkiszowa)
  • pół łyżeczki proszku do pieczenia
  • kilka kropli ulubionego aromatu do wypieków
  • cukier puder + woda na lukier
  • kolorowe posypki (ja moje zdobyłam w Lidlu - nawet oni uznali, że to ozdoby dla księżniczek ;))
Masło rozcieramy na puch, a następnie ucieramy z cukrem na gładką masę. Dodajemy jajko i znów dokładnie mieszamy. Następnie dodajemy mąkę, proszek do pieczenia i aromat i zagniatamy całość na gładkie ciasto.

Aby łatwiej się wałkowało warto włożyć je na godzinę do lodówki.

Następnie rozwałkowujemy ciasto na grubość ok. 1 centymetra i wycinamy pożądane kształty - powtarzamy aż skończy się ciasto.

Układamy ciasteczka na blasze do pieczenia, zachowując odstępy, aby się nie pozlepiały.

Pieczemy ok 8-10 minut w 180 stopniach - do zrumienienia.

Gdy są gotowe studzimy je i ozdabiamy lukrem (najlepiej gęstym - pół łyżeczki wody na pół szklanki cukru - mniej więcej, sami musicie ocenić, czy taka gęstość Wam odpowiada) i posypujemy cukrowymi dekoracjami.

Smacznego!


Prezenty na Mikołajki

poniedziałek, 24 listopada 2014

Żytnie Bostońskie tartaletki kremowe

 Ostatnio miałam dziką ochotę na ciasto z kremem. To jeden z tych smakołyków, których nie jadłam od bardzo dawna - z powodu diety bezpszennej. Jednak łatwiej mi było zabrać się za drożdżowe lub sernik, bo wychodziłam z założenia, że to są sprawdzone ciasta i na pewno wyjdą.
Przed dietą też sama nie piekłam kremowych ciast częściej niż raz na ruski rok. Krem wydawał mi się na tyle pracochłonny, że wolałam pójść na łatwiznę i od czasu do czasu skonsumować porcję kupnego wypieku.
Teraz to oczywiście nie wchodzi w grę. Nie wiem czemu jeszcze nie odkryto tej niszy, jaką jest wypiekanie rzeczy dla alegików/ludzi na diecie/ludzi fit. Przecież ciasto wyjdzie z każdej mąki, a nie tylko pszennej...
Póki co sama muszę sobie serwować takie smakołyki - może to lepiej, bo przynajmniej czasem chęć na coś ekstra wygrywa z moim lenistwem ;)

Jeśli chodzi o same tartaletki - ja zrobiłam 4 mini sztuki. Jednak wyszło mi za dużo kremu i połowa została.
Dlatego podaję podwojoną ilość składników na spody - wyjdzie 8 małych sztuk, lub jedna duża tarta.

Przepis na ciasto - z ukochanej książki Wypieki Anneki Manning, a na krem z książeczki "Przysmaki z czekolady".

 Bostońskie tarty kremowe


Składniki:

Na spód:
  • 500g mąki - żytniej/orkiszowej
  • 60g cukru
  • 250g masła
  • 2 jajka
Na krem:
  • 3 jajka
  • 120g cukru
  • 150g mąki - u mnie jasna żytnia
  • 400ml mleka - u mnie owsiane
  • 150ml jogurtu naturalnego
  • 70g mlecznej czekolady
  • 80g gorzkiej czekolady
  • odrobina likieru owocowego
  • 150ml kwaśnej śmietany i wiórki czekoladowe na wierzch
Z mąki i cukru usypujemy na stolicy "górkę" i robimy w niej dołek, w który wbijamy jaja. Mieszamy ręką i dodajemy zimne masło pokrojone w drobną kostkę. Szybko zagniatamy gładkie ciasto.
Dzielimy na 8 porcji i wyklejamy nimi formy (chyba, że chcecie mieć jedną, dużą tartę, to po prostu wyklejcie dużą formę całym ciastem ;)). Widelcem robimy w cieście dziurki, żeby nie urosło.
Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i pieczemy na złoty kolor - jakieś 15-20 minut.

Następnie bierzemy się za nadzienie - w dużej misce postawionej na garnku z gorącą wodą, ubijamy na parze jajka z cukrem - aż uzyskamy puszystą masę, a następnie dodajemy mąkę.
Mleko mieszamy z jogurtem i przelewamy do rondelka - stawiamy na kuchenkę i doprowadzamy do wrzenia, a następnie przelewamy do miski z jajkami. W dalszym ciągu trzymamy miskę na parze i mieszamy do uzyskania gęstego kremu.

Rozpuszczamy czekoladę z dodatkiem likieru, a następnie przelewamy ją do kremu, szybko mieszamy do połączenia składników i całość odstawiamy do ostygnięcia.

Gdy spody i krem są wystudzone, przekładamy nadzienie na tarty.

Wierzch każdej smarujemy łyżką kwaśnej śmietany i posypujemy wiórkami czekoladowymi.

Smacznego!


czwartek, 20 listopada 2014

Idzie zima - tyjemy?

Ha, oczywiście, że nie! Tylko jak uniknąć dodatkowych kilogramów? Jest zimno i ponuro, czekolada aż sama wpada w ręce...
Ja nigdy nie miałam nadwagi, ale nie oznacza to, że zawsze jestem zachwycona swoją figurą, bo często zdarzają mi się chwile zwątpienia. Stoję wtedy przed lustrem i płaczę ;)
Na szczęście opracowałam swój system odżywiania. Odkąd nie jem pszenicy wyglądam znacznie lepiej - czy to efekt odstawienia alergenu? Nie wiem. Na pewno efekt zrezygnowania z wielu pokarmów, które do tej pory jadałam - kupnych ciast i ciasteczek, pizzy, gotowych dań, zupek chińskich... Oj, zebrałoby się tego.
Jednak zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma tak łatwo.
Moim zdaniem dobrym pomysłem jest prześledzenie tego co jemy - najlepiej liczyć kalorie przez kilka dni.


Aby je policzyć musimy wszystko zapisywać - dzięki temu już zyskujemy obraz tego co jemy, a może wcześniej nie zwracaliśmy na to uwagi - uwierzcie mi, kiedy zaczynamy jeść ze świadomością, że trzeba to uwzględnić w bilansie jemy bardziej świadomie. Można przeżyć szok!

Kalkulator kalorii znajdziecie np. tutaj: http://www.iwoman.pl/zdrowie/diety/tabele-kaloryczne/owoce-i-przetwory.html

Oprócz tego, oczywiście możemy odkryć ile kalorii rzeczywiście pochłaniamy każdego dnia.
Ja, kiedy obliczam ile zjadłam, to zawsze obserwuję, że posiłki do południa mają niski bilans, a wieczorne nagle wszystko psują - stąd widzę, że serio muszę zapanować nad wieczornym obżarstwem.

Z drugiej strony, z tych kalkulatorów, dowiedziałam się, że bardzo często zjadam mniej niż teoretycznie trzeba, żeby trzymać wagę - a to faktycznie przekłada się na znaczny jej spadek w ostatnich miesiącach.

Myślę, że warto co jakiś czas dokonać takiej kontroli na sobie samym - po co potem zadręczać się od kwietnia, że znów będzie kiepsko w sezon bikini?

Oczywiście - zdrowe odżywianie to podstawa, ale nawet zdrowym można się przejadać i przyjmować za dużo kalorii - dlatego dobrym pomysłem jest przez kilka dni monitorować nasze odżywianie - jeśli jest w porządku, to cieszmy się, a jeśli coś jest nie tak - szybko spróbujmy to naprawić ;)



poniedziałek, 17 listopada 2014

Mini-pizze w trzech smakach

Założę się, że większość z Was ma swój ulubiony rodzaj pizzy. Grube, lub cienkie ciasto. Przypieczone, lub miękkie i puchate. Szerokie, sycące brzegi, lub chudziutkie, prawie niewidoczne krawędzie.
To samo w kwestii dodatków - jedni kochają pikantną pepperoni, inni słodką hawajską, a jeszcze inni zajadają się najprostszą margaritą.
Jednak od czasu do czasu nagle nadchodzi, wielka i nieokiełznana, ochota na coś innego. Czasem nie wiadomo na co (god bless wynalazcę opcji "pizza pół-na-pół") i wtedy trzeba trochę pokombinować.

To właśnie wydarzyło się w moim przypadku przed paroma dniami - ochota na pizzę - wielka, ochota na nowe smaki - jeszcze większa. Wybór jednak trudny, dlatego, długo się nie zastanawiając, postawiłam na aż trzy warianty smakowe. Żeby było jeszcze inaczej niż zwykle, dodatkowo zdecydowałam się upiec kilka małych wersji, zamiast pizzy XL podzielonej na części.

To była jedna z najlepszych kucharskich decyzji ever - a oto efekt:


Przepis na ciasto i sos zaczerpnęłam z mojej ukochanej książki "Wypieki" Anneki Manning

Pizzerinki w trzech smakach


Składniki - na 6 większych, lub 8 mniejszych pizzerinek:

Ciasto:
  • 250ml ciepłej wody
  • 15g świeżych drożdży
  • ok. 350g mąki (u mnie orkiszowa i orkiszowa razowa, po połowie)
  • dwie łyżki oliwy
  • łyżeczka soli
  • łyżeczka cukru
Sos:
  • łyżka oliwy do smażenia
  • posiekana cebula
  • puszka krojonych pomidorów
  • łyżka koncentratu pomidorowego
  • sól, cukier i bazylia do smaku
 Dodatki - nie podaję ilości, bo to kwestia gustu :)
  • wędzony łosoś - pokrojony w paski
  • kiełbasa suszona - plasterki
  • szynka dojrzewająca (parmeńska chociażby) - porwana
  • ser pleśniowy - pokrojony w kostkę
  • oliwki czarne - w plasterkach
  • oliwki zielone - w plasterkach
  • suszone pomidory z oliwy - pokrojone w paski
  • czerwona cebula - pokrojona w piórka
  • tarty ser - mozzarella
  • suszone oregano
  • rukola na wierzch
Z drożdży, cukru i 125ml wody robimy rozczyn - dokładnie mieszamy składniki i pozostawiamy na kwadrans do spienienia.

Następnie dodajemy resztę składników - pozostałą wodę, mąkę, sól i oliwę - i dokładnie mieszamy.
Przekładamy ciasto na oprószoną mąką stolnicę i dokładnie zagniatamy, do uzyskania elastycznego ciasta.
Ciasto przekładamy z powrotem do miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na godzinę - lub do podwojenia objętości.

Gdy ciasto rośnie przygotowujemy sos:
Na oliwie szklimy cebulę. Następnie dodajemy pomidory i koncentrat pomidorowy. Doprawiamy do smaku i gotujemy na wolnym ogniu ok. 30 minut, aż sos się zredukuje.

Gdy ciasto urosło dzielimy je na 6-8 części, każdą rozwałkowujemy na płasko, starając się zachować okrągły kształt. Każdy placek smarujemy sosem - rozsmarowujemy porcję mniej więcej wielkości sporej łyżki.

Na sosie układamy dodatki: na części wędzonego łososia oraz zielone oliwki, i ser pleśniowy, a także suszone pomidory. Na części kiełbasę i cebulę, na reszcie szynkę, czarne oliwki i resztę suszonych pomidorów. Wszystkie posypujemy oregano i tartym serem.

Pieczemy w 200 stopniach przez ok. 13-15 minut - aż się zrumienią.

Po wyjęciu z pieca wykładamy na pizze po garści rukoli i gotowe!

Smacznego!


sobota, 15 listopada 2014

Krem ziemniaczany z kukurydzą

Ostatnio mam fazę na zupy. Pewnie jest to związane z coraz niższą temperaturą, więc w zasadzie nic w tym dziwnego. Na szczęście zupy to temat rzeka - możemy zrobić je ze wszystkich warzyw. Przygotować klarowne buliony z warzywami, gęste zupy zaciągnięte zasmażką, lub sycące, rozgrzewające kremy.
Tym razem postawiłam na krem, który trochę mnie zaskoczył. Nie sądziłam bowiem, że krem z ziemniaków, tych wzgardzanych i traktowanych jako dodatek do mięs, ziemniaków będzie taki dobry!


Krem ziemniaczany

Składniki:

  • około 1 litr bulionu
  • 600g ziemniaków
  • puszka kukurydzy
  • cebula
  • ząbek czosnku
  • odrobina oleju do smażenia
  • sól, pieprz do smaku
  • natka do podania
Ziemniaki obieramy i kroimy w kostkę. Podobnie postępujemy z cebulą. Ząbek czosnku zaś przeciskamy przez praskę.

Na patelni rozgrzewamy olej. Wrzucamy pokrojoną cebulę i smażymy aż się zeszkli. Następnie dodajemy pokrojone w kostkę ziemniaki i przeciśnięty ząbek czosnku. Podsmażamy razem całość.

Przerzucamy zawartość patelni do garnka i zalewamy bulionem - na początek można dodać go mniej niż podałam w składnikach, bo łatwiej go dolać niż odlać ;) Dodajemy trochę soli.

Gotujemy całość, aż ziemniaki zmiękną.

Następnie miksujemy zupę na  gładki krem, w razie potrzeby dolewając bulionu do pożądanej konsystencji.
Na końcu dodajemy kukurydzę i ponownie podgrzewamy całość, aby i ona była gorąca. Doprawiamy do smaku.

Po nałożeniu posypujemy zupę posiekaną natką pietruszki.

Smacznego!


Szybkie zupy!

środa, 12 listopada 2014

Prosta i szybka pieczarkowa

Kiedyś usłyszałam, że zupy nie są czasochłonne. Hahaha, no nie wiem. Najpierw wywar, potem coś pokroić, pogotować, zredukować... Ojejku!

Na szczęście życie można sobie ułatwić i wykonać zupę bez wywaru, ale bez przesady - kostki też nie będziemy do niej wrzucać. Po prostu - kroimy warzywa, obsmażamy, zalewamy, gotujemy - szybciej i łatwiej!

Zupa pieczarkowa




Składniki:

  • 500g  pieczarek
  • 2 duże marchewki
  • mały por - tylko biała część
  • kawałek selera
  • dwie małe, lub jedna większa pietruszka
  • 4 ziemniaki
  • oliwa do smażenia
  • łyżka masła
  • sól, pieprz
 Wszystkie warzywa obieramy. Kroimy - marchewki, selera, pietruszki i ziemniaki w kostkę, pieczarki w plasterki, a pora w półksiężyce.

Na dnie dużego garnka, na rozgrzanej oliwie i roztopionym maśle podsmażamy pora, a następnie dodajemy pokrojoną włoszczyznę, podsmażamy i zalewamy wodą - tak, aby była ok. 5 centymetrów nad warzywami. Po pięciu minutach dorzucamy ziemniaki i gotujemy całość przez ok. 15 minut.

Na patelni rozgrzewamy odrobinę oliwy i podsmażamy pieczarki. Odsączamy je z nadmiaru wody, którą puściły podczas smażenia i dodajemy do garnka z zupą. Całość doprawiamy do smaku solą i pieprzem.

W razie, gdyby zupa wyszła za gęsta, po prostu dolejcie wody, ponownie zagotujcie i doprawcie do smaku :)

Pysznie smakuje z odrobiną śmietany, koperkiem, lub natką pietruszki.

Smacznego!


Szybkie zupy!

wtorek, 11 listopada 2014

Proste, pełnoziarniste placuszki - Tiganites

Muszę przyznać, że nie jestem mistrzem smażenia placków. Brakuje mi cierpliwości i  często chcę je przewracać za szybko, a przez to się rwą, rozwalają  i jest dramat.
Te placki wyjdą za to każdemu - nawet plackowemu debiutantowi, nawet plackowej nieudacznicy.

Ciasto wychodzi gęste w sam raz, a ponadto bardzo szybko ścina się na patelni, dzięki czemu możemy uzyskać pożądany kształt i rozmiar, a na dodatek bez problemu przewracać je na drugą stronę.

Przygotowanie ich nie zajmuje dużo czasu, więc naprawdę, szczerze polecam je na pyszne, leniwe śniadanie.

Przepis mam stąd: klik!

Tiganites



Składniki na dwie porcje:

  • pół szklanki mąki orkiszowej jasnej
  • pół szklanki mąki orkiszowej pełnoziarnistej
  • 3/4 szklanki mleka (u mnie bez laktozy)
  • jajko od szczęśliwej kurki
  • łyżka cukru
  • łyżka oliwy + trochę do natłuszczenia patelni
 Wszystkie składniki mieszamy dokładnie, aż się połączą. Odstawiamy na 15 minut, żeby ciasto odpoczęło a następnie znów mieszamy.
Rozgrzewamy i lekko natłuszczamy patelnię. Porcjami wlewamy ciasto i staramy się pilnować, żeby na patelni powstawały małe placuszki. Smażymy dokładnie z obu stron.

Podajemy z jogurtem, miodem i prażonymi orzechami (których akurat u mnie brak).

Oczywiście można je też zajadać z dżemem lub kremem czekoladowym - przecież nikt Wam do talerza nie zagląda ;) W każdej wersji będą pyszne!

Smacznego!

 

wtorek, 4 listopada 2014

Szybka sałatka z Newellą

Newella to pasteryzowane białko jaja. Brzmi dziwnie? A jeśli na dodatek jest wędzone? No pełny szok.
Kupiłam ją właśnie z tego powodu - byłam bardzo ciekawa jak to może smakować i powiem szczerze, że nie umiem tego opisać. Przypomina coś pomiędzy oscypkiem, mozzarellą, tofu a jajkiem. Jednak, jest bardzo smaczna!
Parę dni po zakupie zobaczyłam na Durszlaku konkurs z Newellą w roli głównej i postanowiłam spróbować, chociaż, niestety, nie mam wymyślnego dania z tym cudeńkiem. Jednak kupiłam ją z myślą o sałatce i postanowiłam koncepcji nie zmieniać :)

Oto ona:

Sałatka z Newellą


Składniki:

  • opakowanie Newelli Wędzonej
  • opakowanie miksu sałat
  • mała puszka kukurydzy
  • dwa pomidory
  • spora garść suszonych pomidorów (moje bez zalewy)
  • garść zielonych oliwek 
  • garść czarnych oliwek
  • trochę pestek dyni
  • odrobina oliwy
Prościej się nie da: Newellę kroimy na plasterki, podobnie postępujemy z pomidorem i oliwkami.
Na dnie misy układamy miks sałat. Następnie oba rodzaje pomidorów i oliwek, a także kukurydzę.
Na wierzchu kładziemy plastry Newelli i całość posypujemy pestkami dyni. Skrapiamy sałatkę oliwą - tuż przed podaniem.

Smacznego!


Gotuj z Newellą

wtorek, 28 października 2014

Czekoladowe ciasto z... buraczkami, idealne na drugie śniadanie!

Kolejny przepis z gatunku "od dawna chciałam zrobić, ale ciągle brakowało mi odwagi" :)
Również kolejny z rodzaju "przecież nie wyrzucę dobrego jedzenia" - kupiłam mianowicie buraczki, ale nie zostały wykorzystane do obiadu. Głupia sprawa, bo zwyczajnie o nich zapomniałam. Leżały sobie smutne i niepotrzebne, więc, gdy w końcu wpadły mi w oko, od razu wiedziałam, że to najwyższy czas na buraczkowego murzynka.

Przepis ten został zainspirowany przepisem Basi Ritz (z Masterchefa).
Ciasto wyszło pyszne, mocno czekoladowe i delikatne. Buraczki są niewyczuwalne w smaku, ale nadają fajnej konsystencji. Wiem, trochę się powtarzam, bo to samo zawsze piszę o dyni, ale taka prawda. Często warzywa dodane do ciasta straszą nazwą, a potem okazują się nieszkodliwe ;)

Ten wypiek będzie wprost idealny na drugie śniadanie - jest pyszny i sycący, a na dodatek wzbogacony o warzywny dodatek! Świetnie będzie się komponować z popołudniową kawą, lub jako "zagryzka" do jogurtu chwyconego w biegu :)

Buraczkowy murzynek


Składniki:

  • ok. 350g gotowanych buraczków, obranych (jakieś 3 średnie sztuki)
  • 300ml oleju 
  • 5 jajek
  • 275g mąki - u mnie orkiszowa
  • 70g kakao
  • 3 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
  • ok. 50g bardzo drobno posiekanej czekolady
Buraki kroimy w kostkę, dodajemy do nich olej i blendujemy na gładką masę. Następnie dodajemy jajka - po jednym, mieszając całość trzepaczką.
W osobnej misce łączymy suche składniki - mąkę, cukier, proszek do pieczenia i kakao, a także czekoladowe kawałeczki.

Po dokładnym wymieszaniu zawartości obu misek wlewamy "mokre" składniki do suchych i znów dokładnie mieszamy. Przekładamy ciasto do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy w 180 stopniach przez około godzinę.

Smacznego!



Biorę udział w konkursie, ponieważ chciałabym wygrać tę książkę :) http://www.mojewypieki.com/info/moje-ksiazki

  Moje wypieki i desery na każdą okazję

sobota, 25 października 2014

Łosoś pieczony na szpinaku

Jeżeli kocham, to kocham miłością szczerą, gorącą i nieustającą. Taka jest właśnie moja miłość do szpinaku, który mogłabym jeść codziennie ;)
Dlatego, gdy w ręce wpadł mi zgrabny filet z łososia od razu postanowiłam połączyć go ze szpinakiem.

Wyszło, tak jak się spodziewałam - pysznie!


Łosoś na szpinaku


Składniki:

  • filet z łososia - jakieś 300g
  • 100g świeżego szpinaku
  • cytryna
  • ząbek czosnku
  • kilka gałązek świeżego koperku
  • łyżka masłą
  • sól, pieprz do smaku
W garnuszku podduszamy szpinak z niewielką ilością wody. Doprawiamy go przeciśniętym przez praskę ząbkiem czosnku, solą i pieprzem, a następnie układamy na dnie naczynia żaroodpornego.

Na szpinaku układamy naszego łososia. Oprószamy go solą i pieprzem. Układamy na nim plasterki cytryny, gałązki koperku i wiórki masła.

Przykrywamy naczynie folią aluminiową i wstawiamy do pieca nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy około 30 minut.

Smacznego!



środa, 22 października 2014

Szybki, wegański koktajl na drogę

Powoli robi się coraz zimniej. Wybór owoców coraz mniejszy, więc wzrasta ryzyko zaprzestania ciągłego dostarczania organizmowi porcji witamin. Wiem, że jeszcze są chociażby jabłka, ale niestety, powoli zaczęły mi się przejadać, a poza tym są twarde, a moje zęby wrażliwe i generalnie nie jest lekko.

Z tego powodu postanowiłam zacząć sięgać po gęste koktajle, które świetnie zastąpią przekąskę, a jednocześnie są lekkie i zdrowe. Ten dzisiejszy, to wynik mojej radosnej inwencji twórczej, oraz potrzeby wykorzystania miksera Mix & Go marki Russell Hobbs, który miałam możliwość przetestować.

Zanim o koktajlu więc - parę słów o tym urządzeniu :)

Jest to w zasadzie miniaturka miksera kielichowego. Jego podstawowa zaleta to rozmiar właśnie, ale także fakt, że pojemnik służący do miksowania, to jednocześnie butelka, w której zabierzemy nasz koktajl w drogę. W zestawie są dwie takie butelki, dlatego spokojnie możecie wyposażyć w zdrowy koktajl również swojego partnera, przyjaciółkę, pociechę. Co istotne - butelki są bardzo szczelne. Nie ma więc ryzyka, że koktajl wyleje nam się w torbie i zniszczy jej zawartość - oczywiście pod warunkiem, że dokładnie zakręcimy i zamkniemy wieczko.

W zasadzie jedyną wadą, którą znalazłam, jest fakt, że jest to urządzenie raczej głośne. Jednak nie jest to duży problem, bo w bardzo szybkim czasie nasze składniki zostają zmiksowane na gładko, więc hałas nie potrwa długo. Produkt bez problemu poradzi sobie z zamrożonymi składnikami - moje mrożone jagody nie stanowiły dla niego problemu, a to dla mnie ogromny plus, bo mój "pełnowymiarowy" mikser kielichowy potrafi zostawić nawet kawałki banana (!). Ten w niecałą minutę zmiksował składniki i nie ma żadnych grudek.

Po więcej informacji odsyłam na stronę Russell Hobbs

Ale! Miało być o koktajlu, więc teraz pora na przepis ;)
Uwaga: Zrobiłam go tyle, ile widać na zdjęciu, ponieważ wiem, że więcej bym nie wypiła :)

Koktajl bananowo-jagodowy, z nutą pomarańczy



Składniki na małą porcję:

  • banan
  • szklanka mrożonych jagód
  • sok z jednej pomarańczy
Banana kroimy w plasterki. Umieszczamy banana i jagody w mikserze, zalewamy sokiem z pomarańczy i miksujemy na gładko. Podajemy schłodzony.

Smacznego!

poniedziałek, 20 października 2014

Sałata z gruszką i serowymi kulkami

Dzisiaj szybki wpis, o szybkiej i efektownej sałacie - idealnej jako przekąska, przystawka, lub lekki posiłek.
Przepis na nią przyuważyłam już dawno, w programie Ani Starmach "Pyszne 25", ale dopiero teraz, jako, że sezon na gruszki trwa, udało mi się go wypróbować.
Jest to danie proste w wykonaniu, ale kulki serowe, obtoczone w różnokolorowych posypkach sprawią, że ta sałatka będzie stanowić ozdobę każdego stołu - idealna na imprezy!

Jeżeli nie lubicie sera pleśniowego, to możecie ograniczyć jego ilość, albo zastąpić serem typu feta - chodzi o to, żeby nasze kulki nie były mdłe, a raczej wyraziste w smaku. Nie martwcie się, że będą intensywne - ich smak idealnie dopełniają kawałki jabłka i gruszki.

Sałatka z gruszką, jabłkiem i serowymi kulkami


Składniki na 3 porcje:

  • garść tartego sera żółtego
  • garść sera z niebieską pleśnią pokrojonego w drobną kostkę
  • garść sera twarogowego (lub więcej - musi być go tyle, żeby dało się formować kulki)
  • miks sałat
  • 2 garści orzechów włoskich
  • małe jabłko
  • mała gruszka
  • siekany szczypiorek
  • papryka słodka
  • ocet balsamiczny
Z serów robimy jednolitą masę: mieszamy je i dodatkowo rozdrabiamy widelcem. Następnie formujemy z nich 9 kulek równej wielkości - mniej więcej wielkości orzecha włoskiego

Połowę orzechów siekamy, a połowę prażymy na suchej patelni aż zaczną pachnieć.
Gruszkę i jabłko kroimy na plastry - jeżeli zależy nam na urodzie dania - lub w grubą kostkę - jeżeli, po prostu ma być smacznie ;)

3 kulki obtaczamy w szczypiorku, 3 w słodkiej papryce i 3 w posiekanych orzechach.

Na dnie miski układamy miks sałat, na to plastry gruszki i jabłka, a na samym końcu dokładamy nasze serowe kulki. Posypujemy całość lekko posiekanymi, prażonymi orzechami.

Przed samym podaniem skrapiamy całość octem balsamicznym.

Smacznego!


Wariacje z gruszką

niedziela, 19 października 2014

Beztłuszczowy sernik dyniowy

Wszędzie dynie! Królują na działach warzywnych, kusząc swoimi kształtami i kolorami.
Dlatego w końcu zebrałam się do upieczenia tego sernika, bo przyznam, że trochę mnie przerażał.
Okazało się, że to kolejny bardzo udany eksperyment.
Sernik wyszedł bardzo wilgotny, ale ja właśnie taki lubię. Dynia nie jest wyczuwalna w smaku, ale nadaje mu zupełnie nowej konsystencji.
Polecam wypróbować ten przepis, póki sezon dyniowy w pełni. Zwłaszcza, że to bardzo lekki deser - w przepisie nie ma tłuszczu, więc co za tym idzie, kalorii też jest nieco mniej :)

Dyniowy sernik


Składniki:

  • 750g kremowego serka
  • 2/3 szklanki cukru
  • 3 jajka
  • 425g puree z dyni*
  • 2 łyżki mąki orkiszowej (lub innej)
  • szczypta cynamonu
  • kilka kropli aromatu waniliowego
*puree z dyni - dynię kroimy na kawałki, oczyszczamy z pestek i pieczemy w 180 stopniach przez 30 minut.
Następnie obieramy ze skórki i miksujemy na gładko.

Najprościej wszystko załatwić mikserem: zaczynamy od zmiksowania serka z cukrem. Następnie pojedynczo wbijamy jajka, cały czas miksując. Dodajemy dynię, mąkę i cynamon, oraz aromat, znowu dokładnie mieszamy.
Przelewamy masę do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy ok. 70 minut, aż sernik się zetnie i lekko zrumieni.

Po upieczeniu studzimy go całkowicie, a następnie wkładamy na 2-3 godziny do lodówki.

Podajemy zimny.

Smacznego!



sobota, 18 października 2014

Wegeburgery - tofu, szpinak i pieczarki

Czasami najbardziej niespodziewane połączenia mogą okazać się najsmaczniejsze.
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam ten przepis od razu zaznaczyłam go w książce znaczkiem "do wykorzystania". Potem jednak zbierałam się ponad dwa lata, bo w sumie to nie przepadam za konsystencją tofu, a szpinak jest taki pyszny, że aż strach go zepsuć... Wiele powodów, wszystkie (jak się okazało) niesłuszne.

Zrobiłam te burgery, bo po pierwsze, miałam ochotę na jakiegokolwiek burgera. Po drugie miałam w lodówce kostkę marynowanego tofu kupionego pod wpływem impulsu.

Zaryzykowałam i ryzyko się opłaciło. Wyszły pyszne, mięciutkie i delikatne. Idealne z domowym ketchupem, kleksem majonezu i świeżymi, domowymi bułeczkami.

Wegeburgery



Składniki na 4 kotlety

  • kostka tofu marynowanego (350g)
  • 100g szpinaku świeżego
  • 100g pieczarek
  • kromka chleba żytniego
  • ząbek czosnku
  • sól, pieprz do smaku
Do podania:
  • bułki
  • majonez
  • ketchup
  • pomidor
  • ogórek kiszony
  • marynowana czerwona cebula*
Szpinak podduszamy w niewielkiej ilości wody. Pieczarki obieramy, pozbawiamy nóżek i kroimy w kostkę.
Gdy zmięknie dodajemy czosnek przeciśnięty przez praskę i pokrojone pieczarki, dusimy całość, aż pieczarki się podduszą. Następnie dodajemy tofu pokrojone w kostkę, mieszamy całość i odstawiamy aż wystygnie.

Kromkę chleba podsuszamy w piekarniku, lub tosterze, a następnie rozdrabniamy. Dodajemy do reszty składników i całość blendujemy na gładką masę. Formujemy nasze burgery i smażymy na dobrze rozgrzanej patelni około 7 minut z każdej strony.

Podajemy w podgrzanej bułce - z sosami i dodatkami warzywnymi.
Smacznego!

*marynowana czerwona cebula to prosty, a zarazem efektowny dodatek. Wystarczy pokroić ją na plasterki i zalać sokiem z cytryny. Po 20 minutach straci kolor i stanie się delikatnie różowa, wtedy jest gotowa - dzięki marynowaniu traci ostry smak i staje się delikatna i pyszna, co sprawia, że ożywia danie nie dominując jego smaku.

środa, 15 października 2014

Bułki hamburgerowe - choć niekoniecznie

To są bułki... Matulu jakie były dobre!
Wszystko dlatego, że naszła mnie straszna ochota na hamburgera. Aczkolwiek nie na takiego zwykłego, tylko wegetariańskie cudeńko. O cudeńku będzie kolejny post, a dziś skupię się na bułkach, bo wyszły naprawdę wspaniale.
Są idealne nie tylko do hamburgerów, ale również jako pieczywo kanapkowe :)
Gorąco polecam!

Bułki hamburgerowe



Składniki:

  • ok. 500g mąki - u mnie po połowie jasnej orkiszowej i orkiszowej razowej
  • 20g drożdży
  • 340g ciepłej wody
  • 3 łyżki cukru
  • 1,5 łyżeczki soli
  • jajko
  • 2 łyżki oliwy
W wodzie rozpuszczamy cukier i drożdże. Dodajemy połowę mąki i odstawiamy na godzinę do wyrośnięcia.
Po tym czasie powinniśmy uzyskać gąbczastą masę, która zajmuje dużo więcej miejsca niż wcześniej :)
Do naszej gąbki dodajemy sól i resztę mąki. Mieszamy dokładnie i dodajemy oliwę i jajko.
Zagniatamy elastyczne ciasto, w razie potrzeby podsypując mąką.
Odstawiamy na godzinę, do podwojenia objętości.

Następnie formujemy nieduże bułeczki (mi wyszło 10 sztuk) i ponownie odstawiamy do wyrośnięcia.

Nagrzewamy piec do 180 stopni i wstawiamy nasze bułeczki  - na jakieś 20 minut. Są gotowe, gdy wierzch się zrumieni, a po uderzeniu w spód słyszymy głuchy odgłos.

Smacznego!